Skip to main content

O pszczole...

Na tatuaż nikt nigdy mnie nie namówi. W żadnej nawet najbardziej chwalebnej sprawie. Osobiście nie mam nic przeciw tatuażowi jako formie jakiejś tam osobistej manifestacji. Ten sposób wyrazu towarzyszy człowiekowi od dawna i poprzez wieki różny też był jego status. W naszym kręgu bywa kojarzony jednak pejoratywnie. Przynamniej tak było do niedawna. Teraz chyba zaczyna przybierać znamiona plagi. Ale nie o tym...
W wyniku zamachu terorystycznego w Manchesterze, jako manifestację sprzeciwu przeciw barbarzyństwu wybrano tatuaż właśnie. Jego obrazem jest pszczoła. Może warto dodać, że pszczoła w przypadkiu Manchesteru ma swoje uzasadnienie gdyż mniej lub bardziej formalnie, stała się ona symbolem Mankunów - czyli społeczności Manchesteru od czasów epoki wiktoriańskiej. Jest jakby ligitymizacją ich proletariackiego statusu: working class. Wiadomo, pszczoła robotnica. Symbol ten pojawia się w przestrzeni społecznej więc nie jest przypadkowy. Został zaadoptowany do miejskiego godła w 1842 roku.
Dlatego nie potępiałbym tej akcji, gdyż może ona przynieść jakieś pozytywne skutki. Być może jest ona właśnie wyrazem bezsilności społeczeństwa wobec struktur władz państwowych, które tak jak w innych państwach Zachodu są zdominowane przez poprawność polityczną. Problem multikulti jest brytyjskim problemem, który będzie narastał. A bronią się jak mogą, warto pamiętać, że społeczeństwo brytyjskie od wielu lat poddawane jest inżynierii społecznej, dało sobie wyrwać wartości duchowe, przyjmując humanistyczne substytuty. Może kiedyś się obudzą jest jeszcze sporo warościowych ludzi. Mimo wszystko.
I być może, właśnie ten tatuaż mający cechy trwałego wizerunku przyczyni się do identyfikacji pokładów wzbierającego oporu. Nie spłynie tak jak kreda z płyt chodnikowych z pierwszym deszczem...

Comments

  1. Kiedyś angielską odpowiedzą na islamski terroryzm było zaszycie w ciele terrorysty świńskich wnętrzności. Makabryczna ale skuteczna metoda.
    Wytatuowana pszczoła...Piętno raczej pasuje do sprawcy a nie ofiary.

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Tupolewy.

 Szukając w necie daje się odszukać sporo na informacji o wypadkach i katastrofach Tupolewów 154. Od razu zaznaczę, iż mam świadomość nieporównywalności zdarzeń o różnej dynamice. Niemniej niemalże zawsze daje odnaleźć bliższe lub dalsze odniesienia porównawcze. Dodatkowym punktem jest fakt, że w zdarzeniach, o których mowa brały udział maszyny typu B i jej warianty. Nie różnią się one znacząco od typu M, ale jeżeli dla dziewcząt Laska fakty nie mają znaczenia to co ma zrobić zwykły lajkonik, który w swym życiu wylatał zaledwie ca. 1000 godzin obserwując w trakcie lotu "pracę mechanizmów skrzydeł" jak powiedział klasyk... Zacznę od wypadków z udziałem maszyn w barwach linii lotniczych Kuby.14 września 1991 roku Tu154B CU-T1227, próbując kilku podejść z uwagi na złe warunki atmosferyczne, przy trzeciej i ostatniej próbie z uwagi na kończące się paliwo, przyziemił dopiero na ostatniej tercji pasa. Pomimo, że był 'na kursie' co potwierdził ILS to jednak zbyt wysoki pu...

Wykluwanie się gada...

Poniższy tekst powstał 24. lipca 2010 roku i został opublikowany na Forum Rebelya... O ile wówczas było to opisywanie zjawiska, które wydawało się tak odległe i nierealne to dziś chyba jesteśmy świadkami wyklucia się gada, który może nas pogrążyć na lata...

Brugia...

  To były tylko dwa dni, a jednak czuliśmy się, jakbyśmy przenieśli się w czasie. Brugia przywitała nas mgiełką poranka i ciszą brukowanych uliczek, które zdawały się szeptać historię każdego kamienia. Spacerując wzdłuż kanałów, mijaliśmy domy o schodkowych szczytach, jakby wyjęte z dawnych rycin — niektóre pochylone, jakby zmęczone wiekami, ale wciąż dumne i piękne. Zachwyt był niemal przytłaczający. Każdy zaułek, każda fasada, każdy mostek — wszystko zdawało się nietknięte przez czas. Wchodząc do kościołów, czuliśmy chłód kamienia i ciepło światła sączącego się przez witraże. W ciszy tych wnętrz można było niemal usłyszeć echo średniowiecznych modlitw... Wieczorem Brugia zamieniała się w baśń. Latarnie odbijały się w wodzie, a miasto szeptało nam do ucha, że nie trzeba się spieszyć... Był to któryś z kolei pobyt w Brugii, ale postanowiliśmy spędzić ten czas w zupełnie innym trybie. Na zupełnym luzie, bez spiny, bez zauważania tłumów, co jest trudne ale nie niem...