Skip to main content

Złoty Męczysław Roku...bo sława męczy.

Jak ogólnie wiadomo, zawód artysty - męczy. Niektórzy pewnie chcą widzieć ten zawód jako powołanie, nie przesadzałbym jednak. Znam ekstremalistów, którzy są skłonni potwiedzić, że w życiu nie odczuwali potrzeby odkrycia,  iże takie osoby istnieją we wszechświecie. Zawód jak każdy inny i jak każdy inny jest obciążony ryzykiem monotonii, powodzeń lub braku powodzeń. Ma ten zawód pewną specyfikę, bowiem polega na wcielaniu się. Czy to w inne osoby, czy też byty... Ten sposób bytowania niesie ze sobą konieczność posługiwania się nie swoimi słowami, pojęciami lub myślami. Słyszymy wówczas samopochwalne peany rzeczonych artystów jak to 'zgłębiają' daną osobowość postaci. Podobno doszukują się tam jakichś nie odkrytych wcześniej zasobów pojęć, odczuć i Bóg raczy wiedzieć czego tam jeszcze...
Taki stan rzeczy, siłą rzeczy musi odciskać piętno lub ileś tam piętn na plastycznych bądź co bądź osobowościach artystów aktorów - taka specyfika ich osobowości. Inaczej skończyliby na jednej roli, ba może i na 'roli życia'.
Ta urabialna psychika aktorów, którzy nie posiadają dystansu do swej zawodowej aktywności, staje się niejako ich przekleństwem gdyż do swego życia codziennego, wynoszą 'naumiane', 'wykute na blachę' teksty wymyślone przez innych, bedąc jedynie ich powielaczami. Tam zastają zgoła inną rzeczywistość, która nijak nie przystaje do świata ich wyimaginowanej rzeczywistości. I nagle pan magister sztuki, zaczyna zachowywać się jak profesor filozofii, doktor nauk medycznych lub doktorant socjologii z granych przez nich ról w mdło-mydlanych operach. Ma potrzebę opisania otaczającego go świata i to czyni. Niestety ta czynność powoduje u niego frustrację gdyż świat zewnętrzny, który jest nieoczytanym, ciemnym ludem widzi w nim pana aktora z telenoweli. Aktor zaczyna wówczas krzyczeć, narzekać i wyzywać. Następstwem tego jest obrażanie się na swych widzów lub rodaków. Ale to przestaje już mieć dla niego znaczenie, pewnie doszedłby do stanu równowagi gdyby ten ciemny niedouczony przestał ładować mu tantiemy w kieszeń.
Pomyślałem zatem, że dobrze by było ustanowić nagrodę doroczną, przyznawaną w różnych kategoriach.
Złoty Męczysław Roku.
Można tej imprezie nadać status corocznej gali, takiej jak Złota Malina w USA...

Jako, że nie ma jeszcze kapituły, w tym roku jednomyślnie i jednoosobowo przyznałem statuetkę

Męczysław 2017 - komediantowi A. Chyrze.

Mam świadomość, że do końca roku jeszcze sporo czasu i nagrodzony może zostać zdetronizowany, to wówczas będzie potrzeba ustalenia kategorii.

Comments

Popular posts from this blog

Tupolewy.

 Szukając w necie daje się odszukać sporo na informacji o wypadkach i katastrofach Tupolewów 154. Od razu zaznaczę, iż mam świadomość nieporównywalności zdarzeń o różnej dynamice. Niemniej niemalże zawsze daje odnaleźć bliższe lub dalsze odniesienia porównawcze. Dodatkowym punktem jest fakt, że w zdarzeniach, o których mowa brały udział maszyny typu B i jej warianty. Nie różnią się one znacząco od typu M, ale jeżeli dla dziewcząt Laska fakty nie mają znaczenia to co ma zrobić zwykły lajkonik, który w swym życiu wylatał zaledwie ca. 1000 godzin obserwując w trakcie lotu "pracę mechanizmów skrzydeł" jak powiedział klasyk... Zacznę od wypadków z udziałem maszyn w barwach linii lotniczych Kuby.14 września 1991 roku Tu154B CU-T1227, próbując kilku podejść z uwagi na złe warunki atmosferyczne, przy trzeciej i ostatniej próbie z uwagi na kończące się paliwo, przyziemił dopiero na ostatniej tercji pasa. Pomimo, że był 'na kursie' co potwierdził ILS to jednak zbyt wysoki pu...

Wykluwanie się gada...

Poniższy tekst powstał 24. lipca 2010 roku i został opublikowany na Forum Rebelya... O ile wówczas było to opisywanie zjawiska, które wydawało się tak odległe i nierealne to dziś chyba jesteśmy świadkami wyklucia się gada, który może nas pogrążyć na lata...

Brugia...

  To były tylko dwa dni, a jednak czuliśmy się, jakbyśmy przenieśli się w czasie. Brugia przywitała nas mgiełką poranka i ciszą brukowanych uliczek, które zdawały się szeptać historię każdego kamienia. Spacerując wzdłuż kanałów, mijaliśmy domy o schodkowych szczytach, jakby wyjęte z dawnych rycin — niektóre pochylone, jakby zmęczone wiekami, ale wciąż dumne i piękne. Zachwyt był niemal przytłaczający. Każdy zaułek, każda fasada, każdy mostek — wszystko zdawało się nietknięte przez czas. Wchodząc do kościołów, czuliśmy chłód kamienia i ciepło światła sączącego się przez witraże. W ciszy tych wnętrz można było niemal usłyszeć echo średniowiecznych modlitw... Wieczorem Brugia zamieniała się w baśń. Latarnie odbijały się w wodzie, a miasto szeptało nam do ucha, że nie trzeba się spieszyć... Był to któryś z kolei pobyt w Brugii, ale postanowiliśmy spędzić ten czas w zupełnie innym trybie. Na zupełnym luzie, bez spiny, bez zauważania tłumów, co jest trudne ale nie niem...