Zastanawiam się od kiedy i w jakich okolicznościach obudziły się wśród dzisiejszych profesorów i autorytetów prawa, cechy takie jak umiłowanie wolności, swobód obywatelskich i stanie na straży konstytucji...? Jakie to okoliczności wyzwoliły te namiętności?
Wydawać by się mogło, iż wymienione wartości powinny cechować człowieka bez względu na okoliczności, wiek, stanowisko. Są immanentną częścią charakteru.
Mam na myśli dziejące się od paru lat z okładem, lamenty i rąk łamanie przez szeroko rozumianych ludzi prawa i ich sympatyków pobudzonych do działania przez opozycję totalną.
Czy w historii kilku dekad nie było okazji to tak energicznych i spontanicznych wystapień prawników? Były, owszem, że były.
Ale chciałbym się ograniczyć jedynie do tzw. autorytetów i ich doświadczenia mierzonego dekadami lat oraz zajmowanych w państwie pozycji.
Płaszczyzną wszystkich wystąpień opozycyjnych wokół zmian proponowanych przez rząd jest konstytucja czy jak wolą totalni, obrona konstytucji czyli kons-ty-tu-cji.
Tak więc, dla człowieka mającego poszanowanie dla litery i ducha prawa. W szczególności tyczyć to powinno człowieka będącego ukształtowanym już prawnikiem, łączącym swą przyszłość z tą dziedziną życia społecznego.
Otóż, była przynajmniej jedna taka okazja, która powinna dotknąć młodej, troskliwej, uczciwej, wrażliwej duszy prawniczej. Były to lata 1975-76.
Ówcześni włodarze Polski Ludowej uznali, że isniejąca Konstytucja PRL ma niewielkie mankamenty i należy ją 'ubogacić'...
Pomyślała owa nieomylna władza, że należy zmienić zapisy, dodając mającą obowiązywać ustawowo 'dozgonną miłość do Kraju Rad' i 'powierzyć stery państwa najlepszej przewodniczce narodu PZPR na zawsze'.
I co? Nie znalazł się nikt kto by oponował?
Owszem, znaleźli się tacy dla których sprawy narodu były wartością nadrzędną. Był nim mecenas Jan Olszewski, późniejszy premier, który wspólnie z dawniejszymi opozycjonistami zredagował "List 59". Podpisali się pod tym listem między innymi:
Jacek Kuroń, Adam Michnik, ks. Stanisław Małkowski, Stefan Kisielewski, ks. Jan Zieja, Leszek Kołakowski i wielu innych. Owszem tak jak zawsze znaleźli się też ludzie tzw. kultury i sztuki - dziś też się podpisują ale już jako celebryci. To jest innego rodzaju zagadnienie.
Natomiast próżno szukać wśród sygnatariuszy takich obrońców konstytucji, jak:
Rzepliński, Zoll, Gersdorf czy przedstawiciel 'elity' prawniczej mec. Dubois, ojciec wypowiadającego te słowa, również mecenas, dzisiejszy aktywista.
Wymienieni wyżej w tym czasie pracowali usłużnie nad swoimi miejszymi lub większymi karierkami, nic nie widzieli, nic nie słyszeli bo nie warto się było wychylać gdyż mogliby odczuć to boleśnie...
Ważne, że konstytucja była a skoro władza uznała, że trzeba zmian to widać władza wiedziała co robić i nie do nich należało cenzurowanie władzy. Konstytucja w każdej postaci była wówczas dla nich akceptowalna.
Wyobrażam sobie młodszych Zolla, Rzeplińskiego, Gersdorf i Dubois skandującego na Placu Konstytucji w roku 1976, hasło:
Kons-ty-tu-cja-pe-er-el, Kons-ty-tu-cja-pe-er-el!!!
Wracając do pytania postawionego na wstępie, cóż takiego się zdarzyło, iż tuzy uaktywniły się dziś, to tłumaczyć to można tym, iż bronią starego porządku nie ryzykując nic. Literalnie niczym...
Dawniej, ci oportuniści ryzykowaliby zbyt wiele, odwaga miała swą cenę - a nie było ich stać na opłacenie swej godności. Tak więc dzisiejszą aktywnością chcą przykryć dawną hańbę.
*) Czy pan rozumie co ja do pana rozmawiam. Tymi słowami zwrócił się Rzepliński do dziennikarza TVP, w czasie tzw. protestu tysiąca tóg w Warszawie, tłumacząc udział sędziów w proteście, iż potrzeba jest ponad prawem.
Wydawać by się mogło, iż wymienione wartości powinny cechować człowieka bez względu na okoliczności, wiek, stanowisko. Są immanentną częścią charakteru.
Mam na myśli dziejące się od paru lat z okładem, lamenty i rąk łamanie przez szeroko rozumianych ludzi prawa i ich sympatyków pobudzonych do działania przez opozycję totalną.
Czy w historii kilku dekad nie było okazji to tak energicznych i spontanicznych wystapień prawników? Były, owszem, że były.
Ale chciałbym się ograniczyć jedynie do tzw. autorytetów i ich doświadczenia mierzonego dekadami lat oraz zajmowanych w państwie pozycji.
Płaszczyzną wszystkich wystąpień opozycyjnych wokół zmian proponowanych przez rząd jest konstytucja czy jak wolą totalni, obrona konstytucji czyli kons-ty-tu-cji.
Tak więc, dla człowieka mającego poszanowanie dla litery i ducha prawa. W szczególności tyczyć to powinno człowieka będącego ukształtowanym już prawnikiem, łączącym swą przyszłość z tą dziedziną życia społecznego.
Otóż, była przynajmniej jedna taka okazja, która powinna dotknąć młodej, troskliwej, uczciwej, wrażliwej duszy prawniczej. Były to lata 1975-76.
Ówcześni włodarze Polski Ludowej uznali, że isniejąca Konstytucja PRL ma niewielkie mankamenty i należy ją 'ubogacić'...
Pomyślała owa nieomylna władza, że należy zmienić zapisy, dodając mającą obowiązywać ustawowo 'dozgonną miłość do Kraju Rad' i 'powierzyć stery państwa najlepszej przewodniczce narodu PZPR na zawsze'.
I co? Nie znalazł się nikt kto by oponował?
Owszem, znaleźli się tacy dla których sprawy narodu były wartością nadrzędną. Był nim mecenas Jan Olszewski, późniejszy premier, który wspólnie z dawniejszymi opozycjonistami zredagował "List 59". Podpisali się pod tym listem między innymi:
Jacek Kuroń, Adam Michnik, ks. Stanisław Małkowski, Stefan Kisielewski, ks. Jan Zieja, Leszek Kołakowski i wielu innych. Owszem tak jak zawsze znaleźli się też ludzie tzw. kultury i sztuki - dziś też się podpisują ale już jako celebryci. To jest innego rodzaju zagadnienie.
Natomiast próżno szukać wśród sygnatariuszy takich obrońców konstytucji, jak:
Rzepliński, Zoll, Gersdorf czy przedstawiciel 'elity' prawniczej mec. Dubois, ojciec wypowiadającego te słowa, również mecenas, dzisiejszy aktywista.
Wymienieni wyżej w tym czasie pracowali usłużnie nad swoimi miejszymi lub większymi karierkami, nic nie widzieli, nic nie słyszeli bo nie warto się było wychylać gdyż mogliby odczuć to boleśnie...
Ważne, że konstytucja była a skoro władza uznała, że trzeba zmian to widać władza wiedziała co robić i nie do nich należało cenzurowanie władzy. Konstytucja w każdej postaci była wówczas dla nich akceptowalna.
Wyobrażam sobie młodszych Zolla, Rzeplińskiego, Gersdorf i Dubois skandującego na Placu Konstytucji w roku 1976, hasło:
Kons-ty-tu-cja-pe-er-el, Kons-ty-tu-cja-pe-er-el!!!
Wracając do pytania postawionego na wstępie, cóż takiego się zdarzyło, iż tuzy uaktywniły się dziś, to tłumaczyć to można tym, iż bronią starego porządku nie ryzykując nic. Literalnie niczym...
Dawniej, ci oportuniści ryzykowaliby zbyt wiele, odwaga miała swą cenę - a nie było ich stać na opłacenie swej godności. Tak więc dzisiejszą aktywnością chcą przykryć dawną hańbę.
*) Czy pan rozumie co ja do pana rozmawiam. Tymi słowami zwrócił się Rzepliński do dziennikarza TVP, w czasie tzw. protestu tysiąca tóg w Warszawie, tłumacząc udział sędziów w proteście, iż potrzeba jest ponad prawem.
Comments
Post a Comment